wiadomości
Zebraliśmy się w czterech. Było upalnie, choć słońce dopiero co wstało. Każdy z nas próbował ukryć niepewność, z oczu niektórych spozierał strach. Nikt jednak się nie cofnął, obietnica przeżycia wielkiej przygody grała nam w uszach niczym najsłodsza melodia. Pociąg relacji Wrocław-Mietków majestatycznie wjechał na peron i EuroVelo mieliśmy tuż na wyciągnięcie ręki.

Po desancie w Mietkowie od razu odnaleźliśmy zielono-białe znaki, które miały się okazać naszymi nieodłącznymi towarzyszami przez kilka najbliższych dni. Osada drzemała uśpiona czerwcowym upale. Pobliski zbiornik, choć nie pierwszej świeżości, kusił delikatnym zapachem swych odmętów. Nie skorzystaliśmy jednak z możliwości kąpieli i pomknęliśmy dalej na południe, gdzie wyrasta potężna, samotna góra. Na ten widok w naszych żyłach zawrzała krew przodków spod Grunwaldu, zapałaliśmy chęcią zdobycia szczytu i wycięcia w pień świętujących tam pogan. Zwalczyliśmy jednakże i tę pokusę, by w poszukiwaniu ochłody rzucić się w krystaliczne wody kamieniołomów przycupniętych u stóp majestatycznej Ślęży i z nowymi siłami skierować się ku Świdnicy.

Ludność mijanych wsi okazała się nader gościnna, a w demonstrowaniu swej życzliwości posuwała się nawet za daleko. Nasze zdziwienie nie miało granic, gdy oto na powitanie naszej dzielnej czwórki wychodził kto żyw, intonowano podniosłe pieśni, stawiano ołtarze, a dziewczynki przybrane w biel wyścielały nam drogę kolorowymi kwiatami. Nawet krzyże pokutne zdawały się kłaniać zgodnie z prasłowiańskim zwyczajem. Poczucie zażenowania opuściło nas dopiero po uświadomieniu sobie, iż owe czerwcowe uroczystości obchodzi się w całym kraju i bynajmniej nie na naszą cześć. Lekkie ukłucie rozczarownia udało nam się osłodzić soczystymi czereśniami, którymi obsadzona jest cała okolica.

Po przyjeździe do Świdnicy uradziliśmy zboczyć z EuroVelo i udać się z wizytą do Zamku w Grodnie w nadziei na stoczenie jakiegoś niezobowiązującego pojedynku. I choć na żadną potyczkę raczej nie ma co liczyć, to wybrać się tam jak najbardziej warto z uwagi na piękne i dalekie widoki, jakie rozpościerają się z wieży. Sen w uroczej, potężnej onegdaj i słynącej ze swego browaru Świdnicy, spadł na nasze głowy niczym ciężki miecz kata. Nazajutrz wypoczęci i pełni ochoty wyruszyliśmy na spotakanie z Nieznanym. Szlak powiódł nas przez umajone pola do Krzyżowej, gdzie wpadliśmy pokłonić się hrabiemu von Moltke. W Bielawe natomiast wyzwanie rzucił nam Zbiornik, do którego skoczyliśmy tym bardziej ochoczo, iż czerwcowy skwar nie miał zamiaru wcale ustępować. Tymczasem pilno nam było do Srebrnej Góry, gdzie oczekiwała na nas świta Starosty, jak się okazało również na rowerach. Gdzieś wysoko dumnie majaczyła Twierdza, na zdobycie której brak nam tym razem ludzi, sprzętu, a przede wszystkim siły (tylko wrodzona nam skromność wsztrzymała nas od porównań z armią napoleońską, która swego czasu ją oblegała). Po niebie nad naszymi głowami, niczym aniołowie apokalipsy, szybowali paralotniarze, często nawiedzający te okolice i wykorzystujący doskonałe warunki do uprawiania tego sportu.

W większej już kompanii przemierzaliśmy piękną Ziemię Ząbkowicką. Odległości, niczym w starożytnym Imperium Rzymskim, odmierzały tablice informacyjne. Jako utrudzeni wędrowcy mogliśmy zaznać spoczynku w cieniu lip oraz licznych wiat ustawionych przez budowniczych Szlaku. Na horyzoncie pojawiły się gotyckie wieże - znak wkraczania na włości księzniczki Marianny Orańskiej. Pałac w Kamieńcu Ząbkowickim od pierwszej wizyty zawsze budzi skojarzenia rodem z „Wakacji z duchami”, postanowiliśmy więc oszczędzić naszej odwagi na inne chwalebne czyny i tam nie zaglądać.

W Błotnicy odbiliśmy ze Szlaku, aby w sztolniach kopalni w Złotym Stoku spróbować odnaleźć fortunę, Świętego Grala, a przede wszystkim trochę ochłody. W pobliskim Skalnym Mieście nasza odwaga tym razem przeszła próbę ognia. Porzuciwszy nasze wierne rowery na ziemi, przeszliśmy napowietrzną drogą po wiszących mostkach, chybotliwych sieciach, by w końcu poszybować nad odchłanią po stalowych linach. Po takiej dozie atrakcji i adrenaliny z wielką ulgą znów je dosiedliśmy i skierowaliśmy ku domowym zaciszom.

Po powrocie do Wrocławia prędko zatęskniliśmy za dzikimi ostępami Dolnego Śląska, krainą dziwów natury, tajemniczych budowli, zamieszkaną przez lud pracowity i gościnny. Nie czas jednak na wspomninanie – już szykujemy się na dalszą część Szlaku: husyckie Morawy.


Łukasz Firmanty
Wrocławska Inicjatywa Rowerowa

Dolny Śląsk na rowerze. EuroVelo klasy lux (GW) [2007-07-02]
Świętojańska zabawa w gminie Dzierżoniów [2007-06-21]
Otwarcie szlaku rowerowego EuroVelo 9 w Bielawie [2007-06-20]
STUDY TOUR na Ziemi Ząbkowickiej (www.zabkowice-powiat.pl) [2007-06-11]
Upalne EuroVelo [2007-06-06]
Z Chorwacji aż po Bałtyk (SP/GW) [2006-10-23]
Eurovelo R-9 już otwarte (milicz.pl) [2006-10-19]
Z pamiętnika cykloturysty: na Szlaku Bursztynowym R-9 [2006-09-27]
Study Tour EuroVelo 2006 (dot.org.pl) [2006-09-26]
Ruszamy do Chorwacji (SP/GW) [2006-09-25]
Wolę pedałować niż jeździć autem (GW) [2006-09-18]
Rowerem przez Europę (SP/GW) [2006-05-22]
POWERED BY TERRA
 
Niniejsza strona powstała w ramach projektu Dolnośląskiej Fundacji Ekorozwoju współfinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Interreg IIIA Czechy-Polska. Tato webova stránka vznikla v rámci projektu Dolnoslezské Nadace Ekorozvoje financovaného z prostředků
Evropského Fondu Regionálního Rozvoje v rámci Programu Interreg IIIA Čechy-Polsko